Boom na rynku pracy nie powstrzymał Europejczyków. Uciekają z Wysp!

Boom na rynku pracy nie powstrzymał Europejczyków. Uciekają z Wysp!

W ciągu roku z brytyjskiego rynku pracy zniknęło prawie 90 tys. pracowników z Europy Środkowej.

W czwartym kwartale 2018 r. w Wielkiej Brytanii pracowało 32,7 mln osób – najwięcej od 1971 roku, odkąd Office for National Statistics (ONS), brytyjski odpowiednik polskiego Głównego Urzędu Statystycznego, zaczął liczyć pracujących.

– Brytyjski rynek pracy jest rozgrzany – przyznaje Marta Petka-Zagajewska, ekonomistka kierująca zespołem analiz makroekonomicznych w PKO BP. – Obserwujemy historycznie niskie bezrobocie, występuje presja płacowa, widać, że jest zapotrzebowanie na pracowników – dodaje.

W ciągu roku na Wyspach przybyło 372 tys. pracowników z Wielkiej Brytanii oraz 130 tys. spoza UE. Bezrobocie wynosi zaledwie 4 proc. i jest najniższe od 44 lat. Jednak z danych ONS wynika też, że z brytyjskiego rynku pracy zniknęło 61 tys. obywateli UE spoza Wielkiej Brytanii.

Największy spadek dotyczył pracowników z państw, które weszły do UE w 2004 r. – poza Polską były to Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Słowacja, Słowenia i Węgry. Liczba obywateli tych państw pracujących w Wielkiej Brytanii spadła przez rok o 89 tys. i jest mniejsza o 184 tys. niż w rekordowym momencie 2016 r. – po referendum w sprawie brexitu. Pod koniec 2018 r. wynosiła 869 tys.

Winny jest jeden

Zdaniem Andrzeja Kubisiaka, eksperta ds. rynku pracy z Polskiego Instytutu Ekonomicznego, przyczyną spadków jest brexit.

– To jedyne wytłumaczenie. Wyraźnie widać, że w Wielkiej Brytanii liczba pracowników z innych państw UE, w tym z Polski, rosła do referendum brexitowego (czerwciec 2016 r. - red.). Później widzieliśmy systematyczny spadek – zauważa ekspert.

Zwraca przy tym uwagę, że również od referendum widać wyhamowanie wzrostu gospodarczego Wielkiej Brytanii. – Sama niepewność narastająca wokół brytyjskiej gospodarki powoduje, że nie kręci się ona już tak dobrze jak wcześniej, co przekłada się na rynek pracy i stymulowanie nowych miejsc pracy. To wszystko nie jest obojętne dla osób, które wyjeżdżały do pracy na Wyspy z krajów UE – tłumaczy ekspert PIE.

W 2015 r., jeszcze przed referendum w sprawie brexitu, brytyjski PKB wzrósł o 2,3 proc., rok później – o 1,8 proc. Opublikowane niedawno prognozy Komisji Europejskiej mówią o spowolnieniu brytyjskiego wzrostu gospodarczego w 2019 r. do 1,3 proc. Andrzej Kubisiak zwraca uwagę, że niepewność dotycząca rozwoju gospodarki i samego brexitu nie sprzyja podejmowaniu decyzji o wyjazdach do Wielkiej Brytanii na dłużej.

Według Marty Petki-Zagajewskiej na decyzje pracowników z UE o „ucieczce” z Wielkiej Brytanii może mieć – poza niepewnością odnośnie do przyszłych rozwiązań w sprawie brexitu – także fakt, że jest dokąd uciekać.

– Jesteśmy w takim momencie cyklu gospodarczego, że w wielu państwach potrzeby rynku pracy są niezaspakajane przez społeczność lokalną. O pracę w innym miejscu jest relatywnie łatwo – mówi ekonomistka PKO BP. – Jeśli ktoś nie ściągnął jeszcze do Wielkiej Brytanii rodziny, nie osiadł tam na dobre i traktuje to jako przystanek, a nie miejsce docelowe w swoim życiu, to jest to doskonały moment, żeby przenieść się gdzie indziej – uważa Marta Petka-Zagajewska.

Pracy nie zabraknie

Tymczasem w brytyjskiej gospodarce brakuje bardzo wielu pracowników. Liczba wakatów sięgnęła w czwartym kwartale 2018 r. 870 tys. Dla porównania: w Polsce nieobsadzonych miejsc pracy jest ponad pięć razy mniej – 160 tys.

– Różnica jest kolosalna. Na pojawianie się tak dużych niedoborów kadrowych na rynku pracy wpływ ma także odpływ pracowników z krajów naszego regionu – zauważa Andrzej Kubisiak. – Firmy, które postanowiły zostać w Wielkiej Brytanii, czują niedobory. Pracownicy, którzy napływają spoza UE, nie są w stanie wypełnić luki po tych, którzy Wielką Brytanię opuszczają – dodaje ekspert.

Do tego dochodzą decyzje firm o przenoszeniu biznesów z terytorium Wielkiej Brytanii – jak w przypadku Hondy, która ogłosiła we wtorek, że do 2021 zamknie fabrykę w Swindon, gdzie rocznie produkowanych jest ok. 160 tys. pojazdów. Pracę straci 3,5 tys. ludzi. Oficjalnie decyzja japońskiego koncernu nie ma związku z brexitem.

– Jednak nieoficjalnie ma, co pokazuje, że firmy szykują się na brexit. A to wpływa także na pracujących na Wyspach ludzi – zauważa Andrzej Kubisiak.

Brexit może mieć dotkliwe konsekwencje dla brytyjskiej gospodarki, w tym rynku pracy. A co za tym idzie także dla pracujących tam – bądź dopiero o tym myślących – Polaków.

– Dziś najbardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz bezumownego opuszczenia UE przez Wielką Brytanię, czyli tzw. twardy brexit. W jego wyniku – według niektórych prognoz i analiz z brytyjskiego rynku – może dojść do recesji na Wyspach. To oczywiście odbiłoby się negatywnie na lokalnym rynku pracy. Wtedy sytuacja – szczególnie dla osób, które napłynęły do Wielkiej Brytanii – nie byłaby tak dobra. To może być czynnik, który będzie stymulował większą liczbę osób – nie tylko Polaków – do powrotu – mówi Andrzej Kubisiak.

Na razie jednak, jak zauważa Marta Petka-Zagajewska, w Polsce nie widać fali powrotów. – Polacy, którzy opuścili brytyjski rynek pracy, nie wracają do Polski, ale jadą gdzie indziej – mówi ekonomistka PKO BP.

Czekając na rozstrzygnięcia

Choć do planowanej daty brexitu został nieco ponad miesiąc, wciąż nie wiadomo, jak będzie przebiegał i czy w ogóle nastąpi. Być może nie dojdzie do niego w wyznaczonym terminie. A to może mieć wpływ na emigrantów pracujących na Wyspach. Także Polaków.

– W bazowym scenariuszu zakładamy, że brexit będzie opóźniany, co wcale nie będzie powstrzymywało odpływów z brytyjskiego rynku pracy. Tym bardziej, że istotnym tematem, który wywołał brexit, była niechęć do pracowników z zagranicy. Kierunek, w którym chcą dziś dążyć władze Wielkiej Brytanii, to ograniczenie napływów migracyjnych – mówi ekonomistka PKO BP.

Jej zdaniem jeżeli w Europie nie przyjdzie gwałtowne spowolnienie i w wielu państwach rynki pracy będą mocno nienasycone, odpływ pracowników z Wielkiej Brytanii będzie kontynuowany. – Zwłaszcza przez obywateli UE, którzy mogą relatywnie łatwo osiedlić się i zacząć pracować w innym państwie – dodaje Marta Petka Zagajewska.

Problem z klasyfikacją

Jeśli wierzyć zapewnieniom polskich polityków, po brexicie dla pracujących w Wielkiej Brytanii Polaków nie powinno być problemów natury prawnej i nikt nie będzie ich z Wysp wydalał. Gorzej z tymi, którzy dopiero rozważają pracę w Wielkiej Brytanii.

– Bez względu na to, czy będzie umowa brexitowa, czy nie, Brytyjczycy mają przygotowaną nową politykę migracyjną. A ta zakłada ograniczenia w wejściu na tamtejszy rynek pracy – mówi Andrzej Kubisiak.

Jak tłumaczy, mają powstać progi finansowe klasyfikujące pracowników. Granicą będzie 30 tys. funtów zarobków rocznie (to ok. 150 tys. zł, czyli 12,5 tys. zł miesięcznie). Jeżeli ktoś będzie zarabiał mniej – będzie uznany za pracownika niewykwalifikowanego, jeśli więcej – za specjalistę. Różnica jest taka, że m.in. specjalistom ma być łatwiej uzyskać pozwolenie na pracę.

– W przypadku pracowników niewykwalifikowanych będzie trudniej, w dodatku pozwolenie otrzymają tylko na rok, a nie na pięć lat, jak w przypadku specjalistów. Widać wyraźnie, że napływ pracowników ma być lepiej kontrolowany i nacisk będzie położony na pracowników wykwalifikowanych. Polityka migracyjna Wielkiej Brytanii będzie więc podobna do tej, którą wiele lat temu wprowadziła Australia – mówi Andrzej Kubisiak.

Różnice są duże

Tymczasem zarobki w Wielkiej Brytanii wciąż mogą zachęcać wielu Polaków do emigracji. Z najnowszych danych ONS wynika, że przeciętna tygodniowa płaca w tym kraju pod koniec 2018 r. wynosiła 527 funtów brutto. To prawie 2 630 zł, co oznacza około 11 tys. zł miesięcznie. Tymczasem w Polsce na początku 2019 r. zarabia się przeciętnie – według danych GUS – 4 931 zł i 80 gr (brutto, w przedsiębiorstwach zatrudniających powyżej dziewięciu osób, poza budżetówką). To wprawdzie o 7,5 proc. więcej niż rok wcześniej, jednak wciąż statystycznie w Wielkiej Brytanii zarabia się co najmniej dwa razy lepiej niż w Polsce.

źródło: forbes.pl
Kierowcy HGV UK